Włochy są scenerią dla niezliczonych filmów sensacyjnych, zwłaszcza dotyczących mafii. Przypominamy zaledwie garść spośród tych, w których tamtejszą scenerię wykorzystano wyjątkowo pomysłowo, tak dla podkreślenia efektu dramatycznego, jak i uzyskania niepowtarzalnej atmosfery. Ta tradycja – na co dowodem "Amerykanin" – jest kontynuowana, z powodzeniem, do dziś.
"Braterstwo" (reż.
Martin Ritt) – wcześniejszy niż
"Ojciec chrzestny" ambitny film gangsterski, w opinii części krytyki zepsuty jednak przez gwiazdorskie popisy źle obsadzonego w głównej roli
Kirka Douglasa, który grał mafijnego bossa w starym stylu, Franka Ginettę. Sycylia jest tu przedstawiona w sposób melancholijny (i nieco przesłodzony) – jako raj utracony, miejsce, gdzie można z godnością umrzeć. Ten elegijny ton wybrzmiał jednak w pełni dopiero w słynnym filmie
Coppoli.
"Sztylet" (reż.
Bernard L. Kowalski) – posępna opowieść o perypetiach zawodowego nożownika będącego na usługach mafii, jednocześnie dilera samochodowego i playboya, niejakiego Cesare Cardinalego (Alex Cord), który działał na zlecenie bossa Emilio Matteo (Joseph Wiseman). Cesare ocalił mu kiedyś życie we Włoszech, ale w ostatecznej konsekwencji okazało się to fatalnym błędem. Znowu wygrano – wyjątkowo zręcznie – kontrast pomiędzy bukolicznymi Włochami, powracającymi przeważnie we wspomnieniach, a Nowym Jorkiem, lodowatym miastem brutalnej walki i niechybnej śmierci.
"Włoska robota" (reż.
Peter Collinson) – sensacyjny film zrealizowany z charakterystyczną dla lat 60. luzacką dezynwolturą, z
Michaelem Cainem jako genialnym włamywaczem. Kluczowa sekwencja rozgrywa się w Turynie, gdzie złodzieje kradną cenny ładunek złota, powodując gigantyczny korek na skrzyżowaniu. Pierwotnie napad miał mieć miejsce na londyńskiej Regent Street. Ostatecznie uzyskano intrygujący efekt zderzenia ironicznego, a nawet nieco cynicznego angielskiego humoru ze śródziemnomorskim żywiołem.
"Ojciec chrzestny" (reż.
Francis Ford Coppola) – i znowu Sycylia jako azyl i zarazem miejsce ostatecznej przemiany Michaela Corleone (
Al Pacino), który traci tam ostatnią szansę ucieczki ze świata przemocy.
Coppola mistrzowsko wygrał dwuznaczność śródziemnomorskiej scenerii – jest ona złudną obietnicą raju, ale i zapowiedzią piekła.
"Mechanik" (reż.
Michael Winner) – jeden z najbardziej charakterystycznych thrillerów klasy B z lat 70, wykorzystujący wątek przyjaźni, a potem śmiertelnej rywalizacji dwóch zabójców – doświadczonego w morderczym fachu "samotnego wilka" Arthura Bishopa (
Charles Bronson) i ambitnego "aspiranta" Steve'a (
Jan-Michael Vincent). W Neapolu i w malowniczych okolicach kurortu Amalfi ma miejsce najpierw ich rozprawa z tabunem zabójców wysłanych przez bezlitosną gangsterską organizację. Włoskie plenery wydobywały, na zasadzie kontrastu, samotność obu "zawodowców".
"Amerykanin" (reż.
Anton Corbijn) – scenerię Abruzji potraktowano tu wyjątkowo oryginalnie, wydobywając całe jej surowe piękno. Zadbano, by pejzaż korespondował ze stanem ducha znużonego, ale i wiecznie czujnego bohatera – wykonawcy broni do szczególnie spektakularnych zamachów (
George Clooney). Górskie wioski i niedostępne drogi, w zależności od potrzeb, przypominają labirynt niczym z
Franza Kafki, to znów kuszą obietnicą ciepła, bezpieczeństwa i intymności.